środa, 13 lipca 2011

obserwacje ulicy

Będę dziś długo przynudzać. Rozpisywać. Uzewnętrzniać. Ponieważ będzie o moim idealnym dzisiejszym popołudniu. Miało być o urlopie, ale skoro się wydarzyło dziś, to zyskało palmę pierwszeństwa.

Nie przestawiłam się jeszcze po urlopie, dzień w pracy dłuży się niemiłosiernie, pracy dużo. Wiedziałam, że do domu nie mam specjalnie po co wracać. Przyjaciółka na urlopie. Co zrobić z tak kiepsko rozpoczętym dniem?
Odpowiedź nasunęła się od razu. Bardzo prosta. Centrum handlowe. Chyba najpopularniejsze w Warszawie, dostatecznie daleko. Bez nastawienia na zakupy. Zwyczajnie połazić.

W sklepach dużo ludzi. Towaru jak by mniej, przebrany. Z zakupami letnich ciuchów już skończyłam. Nabyłam tylko pewną biżuterię i ciuszek już na zimniejsze dni, ale o tym później.

W ponad dwie godziny obleciałam wszystkie sklepy co chciałam. Pogoda jest idealna do tego by moje nogi przypominały balony. Dawały zatem boleśnie o sobie znać. Gdzie najlepiej się odpoczywa? Ogródek Pizzy Hut przy Super Superme i coli. Jednak z uwagi na ludzi czekających w kolejce skonsumowałam jedynie posiłek i przeniosłam się obok na klocek koło fontanny. I jak tam usiadłam to po dwóch godzinach wstałam tylko z rozsądku bo mogłam bym tak siedzieć chyba godzinami.

Piękna pogoda. Godzina 18 więc już nie upał, tylko przyjemne wakacyjne ciepło. Plusk wody w tle i..... ludzie.
Od dziś jak mnie ktoś zapyta, jakie mam hobby, bez wahania mogę dodać jeszcze jedno: OBSERWOWANIE LUDZI!.

Widziałam parę dziewczyn ubranych, modnie, stylowo. Prawdziwe perełki. Dużo było "niedopracowanych" ale już z wyraźnym jakimś akcentem. Niechybnie ulica w Warszawie też zrobiła już duże postępy.
Widziałam dwie mocno starszawe panie, ubrane rewelacyjnie, prawie młodzieżowo, ale w nie rażący sposób. Widziałam dziewczynę, która szła na bosaka. Wyraźnie siła wyższa. W ciąży była. Nogi spuchnięte równie ładnie jak moje. Poodrywane plastry dyndały się smętnie. Butów w ręku nie miała, ale miała sporą torbę więc miała gdzie je upchnąć. Nie był to śmieszny widok. Patrzyłam raczej z rozczuleniem. Był taki inny w swojej niecodzienności.
Była dziewczynka w wieku jakiś 10 lat. Ubrana niczym prawdziwa fashionistka. Niesamowite było zderzenie  wyszukanego przez mamę stylu z jej dziecięca żywotnością, biegającą z innymi berbeciami w fontannie.

Jednak najbardziej nie mogłam się napatrzeć na płeć przeciwną. Tu dopiero widać, jakie świat robi postępy. Wszyscy przedstawiciele tego "dziwu" byli mnie więcej w przedziale 15-25 lat. Opisując ich ubrania słów użyć należy prostych: najczęściej spodenki dżinsowe, jakiś T-shirt, trampki. Ale spodenki w obowiązkowej długości w okolicy kolan, odpowiednia szerokość, fason. Nie jakieś bermudy żywcem z plaży. Koszulko też ciekawe. Trampki np. czerwone. Do tego przeważnie gościła jakaś męska faja torba. Na prawdę podoba mi się taki ród męski, który potrafi tak o siebie zadbać. Nie oszukujmy się, nie jeden był w temacie mody, stylu czy jak to nazwać wiele bardziej ode mnie. Nie czułam jednak zazdrości tylko podziw i zachwyt. Może dlatego, że fajne ubrane dziewczyny już w pewnym stopniu mi się opatrzyły a faceci to wciąż nowość...

Żałowałam, że nie miałam aparatu, bo nie da się tego wszystkiego opisać.

Jak wspomniałam, wracałam do domu przez rozsądek. Droga powrotna też jednak była przyjemna. "Złoty dwadzieścia na liczniku". Przeskakujące światła latarni. Blask miast po bokach. Wiatr w włosach wpadający przez otwarte okno. Typowo wakacyjna muzyczka z radia z wystarczającą ilością decybeli. Muskające łańcuszki mój nadgarstek. Stukot pierścionka o pierścionek przy zmianie biegów. Mmm....

I tu dochodzimy do dzisiaj nabytej biżuterii i rozważań na temat mojej osoby. Tylko jeszcze napiszę, dla tych którzy, przy "złoty dwadzieścia" stwierdzili "phi, a cóż to za prędkość", że jednak całkiem pusto nie było a wręcz spory ruch, ale w porównaniu jak codziennie wracam tamtędy z zawrotną prędkością 40 km na godzinę, to na prawdę było już coś.

Poszłam na te zakupy w jednym byczym pierścionku, takim powiedzmy "glam". W pierwszym sklepie z akcesoriami w oczy natychmiast wpadła mi rockowa bransoletka z małymi ćwiekami i wiszącymi łańcuszkami. Założyłam i już nie zdjęłam. W następnym "o fajny pierścionek, taki etno". Przymierzyłam  i znów od razu w nim wyszłam.
Popatrzyłam potem na tę swoją rękę i stwierdziłam, że to cała ja. Mieszanka stylów teoretycznie do siebie nie pasująca. Duża ta biżuteria jak jej właścicielka. Przerysowana. Dla większości na pewno kiczowata. Do tego upust ostatniej fascynacji kolorami na paznokciach. Istny jarmark "cudów".Jadnak opinia innych w tym temacie przestała mieć znaczenie przy samopoczucie jakie wywołała. Nigdy nie zadowoli się wszystkich. Właściwie z opinią tylko jednaj osoby należy się liczyć: WŁASNĄ. Owszem konstruktywne uwagi innych bywają przydatne, ale należy pamiętać, że są wygłaszane przez pryzmat ich własnego gustu.

Ok bo już się chyba zrobiło, aż za powarzenie i pewnie podpadłam (jeżeli w ogóle ktokolwiek dotarł do tego momentu ;)). To tylko dodam, że rozważam czy nie iść w tym wszystkim spać ;) (oczywiście żartuję :))
A o to jak to wygląda:




I mała fotkeczka nabytku ciuchowego. Wzięłam bez zastanowienia, czy do czegoś będzie pasować. Jeszcze nie myślę na serio o jesiennej garderobie. Czy nie będę wyglądać jak wieśniara (ewentualnie wstaw własne słowo). Po prostu mi się spodobało. Ostatecznie na pewno będzie praktyczne, bo cieplutkie i milutkie.

8 komentarzy:

  1. Oj jak ja znam ten ból nóg (szczególnie pięt) po wielogodzinnym chodzeniu po sklepach! Ojojojoj! Też lubię sobie przysiąść i oglądać ludzi. I też analizować ich ubrania :) Kiedy ktoś jest wg. Ciebie dopracowany?
    U nas też niektórzy mężczyźni wyglądają fenomenalnie, u kobiet to taka normalka już. Choć Niemcy nie potrafią się zbyt ładnie ubierać :) Dałabym się pokroić za Texas albo Marakesh w Pizzy Hut, niestety są tylko w Polsce. Bardzo ładne pierścionki i bransoletka. Ale podziwiam Cię za te różnokolorowe paznokcie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ktoś dopracoany, to dla mnie kiedy wszystko współgra ze sobą i tworzy ogólną formę. Ale czasem nie dopracowane osoby też wyglądają fajnie. To trudno dla mnie jakoś tak zdefiniować. Po prostu patrzę na tych ludków i albo mi się podobają albo nie.
    A jaka jest Twoja definicja?
    Współczuję Ci, że nie masz Pizzy Hut :(
    Dziękuję. Z tymi paznokciami to jest tak, że raz mam ochotę być kolorowa, raz wydaje mi się to przesadzone. Ale póki lato i nawet na topie to korzystam jesienią wrócę do ciemnych pazurków, bo to też bardzo lubię :)Dobrze, że "kobieta zmienną jest" ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Cudownie się czyta Twojego bloga :) Jak dobrą książkę :)
    Z bólem nóg mam to samo, w upały stopy mi się powiększają chyba o rozmiar :/

    OdpowiedzUsuń
  4. Dziękuję ... (i tu sobie uświadomiłam, że nie wiem jak masz na imię :()
    Trochę się zaczerwieniłam ;) ale bardzo miło mi czytać Twoje słowa :)
    To jest trafne określenie, że stopy powiększają się o rozmiar. Dziś nawet miałam problemy kalosze przywdziać.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja mam tak z powiększaniem palców u rąk. Widzę po mojej obrączce. Latem bardziej ciśnie.
    U nas jest Pizza Hut, tylko takie kijowe smaki. Niemcy mają dziwny gust :p
    Hmm, ciężko powiedzieć z tym dopracowaniem. Chyba myślę dokładnie jak Ty. Włosy, makijaż, dodatki, ubrania. Wszystko musi współgrać. Podoba mi się jak inni mają wszystko fajnie dopasowane. Często się czuję, że u mnie tego nie ma. Ciągle mi się wydaje, że ja mam wszystkiego za dużo i zawsze zdejmuję większość przed wyjściem. Nie lubię się za to. Widzę po Tobie, że tyle dodatków działa naprawdę cuda.
    Z paznokciami to mam tak, że mam tyle kolorów, które kocham i żałuję, że mogę mieć tylko jeden na raz. Choć Ty pokazałaś coś innego :)
    Fajny ten futrzak z Clockhouse :) Strasznie słodziutki. Takie ubrania u mnie aż proszą się o bluzki w kolorze fuksji, czy turkusu :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Z tym, że za dużo. To kwestia gustu albo przyzwyczajenia. Ja odkąd pamiętam ropiałam za choinkę bez względu na modę. Jakoś wyrażam się przez biżuterię itp. Wiem, że, "im mniej tym więcej" ale tak jak to pisałaś w innym poście to wszystko jest dla nas. I jak ja się w tym dobrze czuję to chyba najważniejsze.
    A Ty z jakiego powodu to zdejmujesz? Bo "wydaje mi się, że mam za dużo", to albo mi się nie podoba aż tyle, albo martwię się, że ludzie uznają, że jest tego za dużo. Jak to pierwsze to ok jak to drugie to olej i powychodź w tym w czym pierwotnie chciałaś :)
    A futrzaka jak już do niego dotrę będę pamiętać, żeby wypróbować z takimi kolorami :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Wiesz, nie potrafię Ci teraz powiedzieć z jakiego to powodu. Jest tak, że czasem bardzo chcę coś założyć. Czuję się w tym z jakiegoś powodu źle, ale bardzo chcę. Kiedyś sobie ulegałam, wychodziłam w danej rzeczy(ach) i nie umiałam się na niczym innym skupić jak na tym, że wyglądam głupio, chciałam wrócić jak najszybciej do domu i samoocena z ujemną wartością :) Teraz wiem, że nawet jak mam na coś ochotę ale czuję się w tym źle - nie zakładam. Nie patrzę na ludzi. Patrzę w lustro i jak czuję, że wyglądam super to wychodzę. Mam problem wyjść zadowolona z domu nawet jak jestem ubrana zwyczajnie. Musi mi się podobać i już :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Bardzo dobre podejście. Tak trzymać i ja się pod tym podpisuję :)

    OdpowiedzUsuń

Bardzo dziękuję za wizytę, cenne uwagi i wszelakie opinie. Pozdrawiam :)