czwartek, 23 czerwca 2011

Przerwa

Jak mnie zaczęła wciągać ta zabawa to ja muszę ogłosić przerwę. :(

Z jednej strony oczywiście się cieszę. Mąż zostaje w domu a ja wyfruwam nad rzeczkę opodal krzaczka. Będę oddychać, wyginać śmiało ciało, wyciszać się, słuchać mądrych rad nauczyciela duchowego. Wyjazd jest oczywiście jogowy (jak go nazywam dla uproszenia dla osób nie wtajemniczonych). Zero problemów, odcięcie kompletne od świata (dosłownie bo nawet telefon tam nie ma zasięgu). Wokoło sam natura (ośrodek leży w  lesie przy najczystszej z rzek), jak była by pogoda, której nie zapowiadają można się poopalać i popluskać w wodzie.
Zostawiam nawet swój jadłospis (zresztą kto widział, żeby na urlopie nie zjeść co się zapragnie). Choć nie popadnę w skrajność tzn w bezwstyne obżarstwo, bo w aszramie karmią jedzonkiem wegetariańskim. Będzie zdrowo.
Będzie również przerwa od myślenia o ubraniach. Parę par leginsów i najzwyklejszych podkoszulek. Zero makijażu (i tak by spłynął), zero dodatków (zegarek np zatrzymuje energię), nawet zero butów (tam tylko na bosaka się biega).

Dobra ale jeszcze jestem tu i dla równowagi ostatnie dwa tygodnie oddawałam się zakupom :)
W związku z wyprzedażami w w tym czasie nabyłam parę rzeczy. Np. w Kaphhallu  dżinsową tuniko/sukienkę obniżoną ze 159 zł na 90 zł nabyłam za kwotę 70 zł, z czego jestem kontenta. Tamże były również przepięknej urody w cudnej zielonej barwie spodnie, jednak największe w rozmiarze 52 do kórych brakuje mi z 10 kg, bo inaczej były by na kupce.
Zresztą co będę gadać. Oto fotki zdobyczy.




kapelusz, naszyjnik - H&M
kolczyki - kiosk ruchu
lakier - Viper
spodnie allegro



dżinsowa tuniko/sukienka - Kaphhall
filetowa tunika - George
beżowa szmizjerka - allegro












W związku z powyższymi nabytkami i tak ogólnie, w planach po przerwie:
Letnia parafraza (moja bardzo dowolna interpretacja dla dużej baby) Gucciego z kolekcji na jesień 2011 i słówko o tejże. W Poniedziałek z okazji zimna na dworze właśnie w tę wariację byłam ubrana. Będzie pożywka dla krytyki przez prawdziwe fashonistki ;)
Jeszcze więcej kolorów. Pójdę na całość, nie tylko dwa ale trzy wyraźnie kolory połączę razem. (w tym wspomniany pomarańcz którego zapragnęłam). A co. :)
Z pięciu głównych trendów na lato, wybrałam jeszcze jeden dla siebie czyli dżins do dżinsu i się z nim zmierzę.


Dla porządku przypomnę o tych pięciu wiosenno-letnich trendach:








 Niebieski (była już w tym kolorze moja ulubiona tunika)

















Miks żywych kolorów (trochę intensywnych barw się pojawiło)



















Dżins noszony z dżinsem ( to chyba wszyscy lubią)














Biel ( zawsze ją kochałam, bardzo mi się podoba jak ktoś jest w nią ubrany od stóp do głów jak w tym trendzie, ale okazuje się, że to też nie dla mnie. Niby złamaną biel mogę używać i może coś bym wymyśliła, ale na razie ostawiam ją brunetką czy innym "typom" którym to pasuje)



No to się rozpisałam pożegnalnie :)
Pozostaje mi Wam życzyć miłego czasu beze mnie i do zobaczenia :)

wtorek, 21 czerwca 2011

sukienka bez komentarza

Jakoś się uparłam, żeby udowodnić, że mam inne sukienki :) Jakoś coraz krótsze one są. Spokojnie więcej chyba już kiecek chyba nie posiadam.
Dziś bez komentarzy, żeby nic nie sugerować ;)


poniedziałek, 20 czerwca 2011

II porawka (orfient "expres ;))

Pamiętacie mój "neonowy róż". Dokonałam małej zmiany, ale na tyle istotnej bo bardziej wyrażającej mnie, że publikuje.
Chustka powędrowała wyżej. Dodałam drugi kolorek w dodatkach. Reszta bez zmian. teraz to wygląda tak:





niedziela, 19 czerwca 2011

O przygodzie ze stylistką.

Ponieważ ponownie padło pytanie, jak to było z tą stylistką, to w końcu mnie zmobilizowało do niniejszego postu.

Zbliżała się wiosna i czułam, że nieuchronnie zbliża się czas zmiany garderoby na lżejszą. A tu okazuje się, że pomimo pękającej w szwach szafy je nie mam w co się ubrać (jak każda z nas zresztą). Parę razy otworzyłam i zamknęłam szafę i stwierdziłam "jakoś to będzie". Zignorowałam te pierwsze symptomy wypalenia.

Za jakiś czas, że trafiłam na sesję do Olivi jako puszysta akceptująca siebie. Tam stylistki mnie ubrały. Jakoś nie byłam przekonana do ich rezultatów (ale to już inna opowieść) a czesząca mnie dziewczyna zasugerowała delikatnie, że powinnam iść do fryzjera, bo obecny kolor nie współgra z moim typem kolorystycznym. No i bach! Jak typ kolorystyczny? Co z moimi włosami jest nie tak? Masa pytań. Wertowanie internetu w poszukiwaniu odpowiedzi tylko pogorszyło stan mojej niewiedzy. To wszystko podziałało na mnie jak płachta na byka. Zmieniłam poszukiwane hasła w Goole. Teraz brzmiało: Stylistka w Warszawie.
Rozważałam dwie Panie i w końcu do jednej napisałam maila, z pytaniem czy taką grubą babą też się zajmie. Odpisała bardzo miło. Na żywo też była równie sympatyczna.

Umówiłam się na wizytę na której miałam zostać poddana analizie kolorystycznej i analizie sylwetki. Znaczniej później powiedziała mi,  że jak weszłam do studia, to pierwsze co było widać to moje włosy i fakt jak do mnie nie pasują i że powinnam je "oddać" jakiejś starej babie.

Na początku wypełniłam ankietę, jakie kolory lubię, czy dużo czy mało dodatków i masę innych co miały określić moje preferencje.

Potem była analiza kolorystyczna. Różne chusty lądowały przy mojej twarzy. To jest ok, to do innego typu urody dla porównania. Wszystko mi się z miksowało, nie widziałam aż takich różnic o których ona mówiła, ale już przy najmniej jedno wiedziałam: jestem LATO (fajnie to moje ulubiona pora roku ;))

Analiza sylwetki. Było prawie jak u Goka :) Stałam przed lustrem w legginsach i obcisłym podkoszulku i słuchałam jaką to jestem gruszką. Jak rzeczy w których przyszlam lub przyniosłam (trzeba było zabrać ze sobą parę ulubionych ciuchów) podkreślają te mankamenty, poszerzając biodra etc.

Wyszłam z totalnym mętlikiem w głowie, jednak uśmiechnięta od ucha to ucha, bo już samo spotkanie było super przygodą.

Po jakimś czasie to co usłyszałam, w pigułce wylądowało na moim mailu. Spokojniej mogłam poczytać jakież to kolory nosić by współgrały z moim licem.

W następnej kolejności Marta (rzeczona stylistka) nawiedziła progi mojego skromnego domu. Zawartość szafy wylądowała na podłodze w pokoju. Zresztą nie wiem jakim systemem ja te ciuchy pomieściłam w szafie, bo w pokoju jakoś kompletnie mi się nie udało i przynosiłam je partiami. Marta brała każdą rzecz do ręki, i te nie nadające się, od razu wrzucała na kupkę pt. do wywalenia. Niektóre wkładałam i dopiero trafiały na ten stos. Niektóre zostały z instrukcją co i jak. Jak podliczyłam wywaliłam ponad 100 ciuchów. W tym np moją ulubiony pomarańczowy top, bo orange kompletnie odpada w moim przypadku tak samo jak złoto. Nota bene właśnie w piątek nabyłam naszyjnik łączący oba kolory i wróci on do mojego ubrania ale już jako dodatek nie kolor główny. Ucieszył mnie fakt, że "bez przesady" jak trochę ciepłego koloru się pojawi". Już kombinuję jak nagiąć ta zasadę i wsadzić więcej pomarańczu ;)

Jako, że sporo ciuchów odpadło w przedbiegach, cala wizyta trwała tylko niecałe 3 godziny. W trakcie  Marta nawet pstryknęła parę fotek, tak ku pamięci. Robocze te zdjęcia, ale wrzucę dla ilustracji. W tle widać część rozgardiaszu panującego w pokoju.

Powyższa sukienka jest kwintesencją w czym powinnam chodzić. Kolor, fason. Pokazała mi ją w mailu na jakiejś zagranicznej stronce, potem okazało się, że znalazłam ją na allegro i tak o to mam jeden wzorcowy ciuch.





Na koniec zostałam umówiona na wizytę z fryzjerem współpracującym. Pod czujnym okiem Marty został wybrany kolor włosów. Za pierwszym razem ze wzgląd na posiadany wówczas żółty blond nie może było uzyskać docelowego odcienia, jednak już zmiana była. Najbardziej urzeczona jednak byłam obcięciem.   Jako że, mam kręcone z tendencja do puszenia, każda inna fryzura wymagała ode mnie masę nakładu oczywiście jeżeli chciałam żeby jako tako wyglądałam. Z tą mam spokój. Robię na prawdę nie wiele. Nawet jak nic nie robię, prosto po ścięciu nie kręcą się, i po odżywce nawet tak bardzo nie puszą.
Pierwsze efekty, czyli tę fotkę widzicie w poście krok w tył , na gorąco zrobiono mi na miejscu, bo miała to być metamorfoza udokumentowana w całości, jednak potem Martę zawaliło pracą i na tym się skończyło, ale ta miła pamiątka pozostała. Teraz jak same widzicie, dawno u tego cudotwórcy nie byłam i trochę zarosłam ale i tak ciągle fryzura się trzyma i ciągle nie wiele roboty.

Obecnie jest tak. Nie bardzo się stosuję do tych rad (jak widać zresztą), ale jak już oglądam gotowe fotki wiem co jest nie tak. Wiem, że z czasem przekonam się co dla mnie dobre, na razie pochłonęła mnie zabawa w przebieranki i chcę wykorzystywać wszystkie pomysły nie tylko te dedykowane dla mnie. Zresztą podobano na błędach człowiek najlepiej się uczy, więc mam zamiar popełniać je dalej. Z tych co wyciągnę wnioski to dobrze, a z tych co nie, należy uznać, że je po porostu ignoruję i z premedytacją podkreślam co nie mogę. Moda w końcu jest dla mnie nie ja dla mody. Zawsze się znajdzie ktoś komu się to nie spodoba nawet jak było by zgodnie z każdymi trendami, dopasowane do sylwetki w idealnych kolorach. Ja  próbuję tylko udokumentować moje zmagania z ciuchami i próby ubrania grubej baby :)

Aha. Jeszcze najważniejsze, aktualny cennik ww stylistki:

  • analiza kolorystyczna z nauką makijażu „W 5 MINUT”400 PLN
    (z opisem)
  • analiza kolorystyczna300 PLN
    (z opisem)
  • analiza sylwetki200 PLN
    (z opisem)
  • przegląd szafy100 PLN/ 1 godzina, 80PLN/każda następna
  • zakupy150 PLN/pierwsza godzina, 100 PLN/każda następna
  • spotkanie konsultacyjne59 PLN
  • makijażod 100 do 250 PLN
  • makijaż instruktażowy ze skryptem199 PLN
  • karnet kolorystyczny50 PLN




    Ps. Z ostatniej chwili. Po tym poście dostałam maila od Marty (opisanej wyżej stylistki) z wiadomością,: "jeśli Panie z Twojego bloga chcą do mnie przyjść (...) będą mogły skorzystać z usług po cenach prawie gruperowych czyli pakiet analiza kolorystyczna plus analiza sylwetki za 169 zł :)" Są pewne warunki, szczegóły na miala.

sobota, 18 czerwca 2011

Letnia sukienka

Żeby nie było, że ja całkiem awersji do sukienek dostałam, to dziś jedna z nich.
"Odkryłam" ją już wieki temu. Jest to de facto spódnica. Jako takiej nie nosiłam i leżała w szafie do czasu jak włożyłam ją kiedyś "dla jaj" wyżej.  No i tam została :) Resztę już widziałyście. 
Przez tę resztę wyszło mi, że mam sporo ciuchów a wychodzi, że chodzę w tym samym :) Nie. Inaczej. Mam "24 elementy który różnie ze sobą zestawiam" wg dewizy z programu Goka :) Tak. Tak brzmi lepiej.
Więc dodatki które już były, zmienia się tylko "kreacja główna" no i przecież to zupełnie inny strój :)




piątek, 17 czerwca 2011

100% mnie


Po tych porażkach sukienkowych musiałam "zapodać", coś co jest w stu procentach moje. 
Ostatnio zastanawiałyśmy się o wygodzie ubranka. Mam już definicję, dla mnie to taki w którym mogę biegać od świtu do nocy. Wchodząc do domu nie mam ochoty się przebrać, zwyczajnie się o nim zapomina. Bywają ciuchy, co chodzi się w nich cały dzień i jest wygodnie, ale przychodząc do domu chce się je ściągać, bo może się pobrudzą, może wymną czy każdy inny powód. Do tego jak to look w którym wg siebie się dobrze wygląda. To chyba już pełnia szczęścia.

Taki właśnie jest poniższy zestaw. Do użytku 24 h na dobę. Żółtko, które tak ostatnio polubiłam. Czerwień którą lubiłam zawsze. Węższe ale nie obcisłe bardzo spodnie, w których widać dół pęcinki. Bardzo luźna bluzka. Pasek dla zasady robienia tali ;). Bez niego było by workowato. Buty w tonacji spodni, bardzo wygonie, nie za wysokie żeby nie bolało podbicie, nie płaskie żeby nie bolały pięty, materiałowo i sportowo. Idąc dalej w kierunku wesołości i kolorów, takaż torba jednocześnie bardzo praktyczna i jako i listonoszka i jako worek do ręki na większe zakupy :)

W przeciwieństwie do sukienki, tę bluzkę jak zobaczyłam od razu wiedziałam, że ma być za duża, żeby spuścić porządnie ramie (podciąga się trochę i na zdjęciach jest za wysoko ), że ma być wystający męski podkoszulek i jakieś krótsze węższe spodnie. Najpierw myślałam o legginsach, potem przyszły do głowy niżej pokazane, żeby było bardziej kolorowo. Podkoszulek natomiast, jak na zawołanie wisiał na wieszaku obok. Tak to ja mogę się ubierać :):)


Nie mogłam się zdecydować które wkleić, to miks wszystkich fotek :)



Posted by Picasa
bluzka i top - F&F
spodnie - secend hand
buty - daichmantorba , 
torba, kolczyki - lokalny butik
zegarek - allegro
bransoletka -  hand made 

czwartek, 16 czerwca 2011

Jadłospis

No tak miało być o ubraniach, jedzeniu i jodze, a ja tu ciągle tylko te ciuchy i ciuchy. Fakt krótka wzmianka o jodze się pojawiła ale o jedzonku jeszcze nie. Zatem teraz na życzenie Asi temat każdej większej kobiety. Odchudzanie.


I od razu wróć!  Jak pisałam w komentarzu. Tym razem się nie odchudzam - tak sobie zapisałam w głowie. Zaczęłam jeść racjonalnie, wg zbilansowanego jadłospisu (słowo dieta też mi się źle kojarzy).


Na Gruponie była oferta tańszej diety, na stronce niby pod okiem dietetyka. Zawsze byłam przeciwniczką gotowych jadłospisów, no bo jak to mam jeść coś co ktoś mi karze??!! Zawsze stawałam okoniem jak coś "musiałam".  Tym razem postanowiłam zaryzykować. Myślałam: najwyżej tylko poczytam, może coś mnie zainspiruje... Jak rzekłam tak uczyniłam. Dostałam "mój dziennik" i każdy posiłek rozpisany na gramy, kalorie, białka itd, itp. W pierwszym odruchu stwierdziłam "zgłupiałam". W drugim - skoro już to mam to może 3 dni spróbuję jeść dokładnie jak jest napisane. Co mi szkodzi, zawsze mogę przerwać, zmienić czy "cuś". I tak już próbuje 8 dzień :)


Trudne okazały się pierwsze zakupy. Wydrukowałam listę na 3 dni. Robiłam je prawie dwie godziny, nie przyzwyczajona do działań z tak dużą, różnorodną listą. Połowa rzeczy nie wiedziałam gdzie leży w sklepie, bo obcykane to mam te półki ze słodyczami najbardziej ;) Zawartość koszyka mnie mocno zdziwiła, ja mam to wszystko zjeść??!! Z następnymi zakupami poszło już lepiej. Coraz bardziej wpadam w rytm.


Do tej pory jadłam dwa główne posiłki i masę przegryzania słodyczy po środku.  Pięć regularnych posiłków jak i wielkość tego co jem wydała mi się nie do ogarnięcia. 
Wyznaczyłam sobie godziny i lekko poprzestawiałam, że względu na pracę, gdzie obiadu to upichcić sobie nie można :). Wygląda to tak:
7.00 Śniadanie
10.00 II Śniadanie
13.00 Kolacja
16.00 Obiad
19.00 Podwieczorek
Obiad składający się z zupy, drugiego dania i czasem deseru jakoś u mnie nie przechodzi, zwyczajnie za dużo roboty i jedzenia. Nie jem zwyczajnie tych zup. 


Jako, że ilość kalorii dostosowana jest do mojej obecnej wagi, to te 2.000 sprawiają, że wcale nie chodzę głodna. Dziś np. już jestem po jagodzice :). Jeszcze nie było, że coś bym zjadła czy czegoś mi brakuje jak przy innych dietach cud, których to już masę przerobiłam. 
A skutek uboczny takiego odżywiania jest taki, że w tydzień schudłam 3 kg.


Jak by był skutek uboczny to może zmieściłabym się znów w te spodnie w których chodziłam w kwietniu zeszłego roku. Może przestanie boleć kręgosłup. Może... Stop. Zero marzeń. Jest jak jest!!! Jem dalej i jak najdłużej, żeby wytrwać.


Na koniec, zdjęcie wspomnianych spodni i dla zobrazowanie, mój jadłospis na dzień dzisiejszy.  

















Pfff... jakie to trudne.

Będzie o moich zmaganiach z sukienką. Normalnie ubieranie się czasem dla mnie to syzyfowa praca, a dziś obszernie to udokumentuję.

Chciałam dać szansę długiej sukience. Na szczęście zamówiłam najtańsza jaką mi się udało znaleźć za trzydzieści zeta. Sukienka przyszła. Zakładam. No do maxi to jej trochę brakuje, ale jest to trzeba przywdziać.

Pierwsza, bezpieczna myśl, niezastąpiony sweterek. Jak sukienka to coś wyższego na nogi. Lato no to koturn. Założyłam i zdębiałam. Fatalnie!!! Oto dowód:


Jedyne co tu mi wyszło, to zawieszka na szyi, to na pewno jeszcze wykorzystam.


Koturn zamieniłam na klapki. W niższym obuwiu może będzie wydawać się dłuższa i będzie lepiej. Chustka z frędzlami granatowa, by nawiązać do wzoru z sukienki. Kwiat pierdyknięty w głowę....
Chyba lepiej niż wyżej, ale nie mogę na tym poprzestać prób.


A może kolor z kolorem? Dorzucam ulubioną różową chustkę z kolczykami i zegarkiem do kompletu. Jeszce bardziej płaskie obuwie w kolorze sukienki. Bardziej prosta wersja. OK, ale tak to ja mogę iść wieczorem na wczasach posiedzieć przy basenie!


A teraz "najlepsze". Bóg mnie chyba opuścił. Pal sześć, że postanowiłam zgasić ten niebieski czernią, ale dlaczego tą narzutką. Choć tu chyba najlepiej wyszło z proporcjami, to jednak wszytko ogólnie do du...


Ostatnia próba, tonącego chwytającego się brzytwy. Z każdych poprzednich coś wzięte. Zostały sandały, bo faktycznie przy nich wygląda najlepiej i najdłużej. Chusta z frędzlami pasek dla proporcji. Kwiatek z głowy powędrował na chustę. Zero dodatkowych ozdób. 
No tak mogłabym jeszcze wyjść na ulicę, ale jednoznacznie stwierdzam, że nie lubimy się z długimi sukienkami. Choć jak może byłby by inny fason, kolor, może wzór... Nie! Stop. Na dziś dzień związku miłosnego między nami nie będzie, no może ewentualnie pozostaniemy w  chłodnych stosunkach :)


środa, 15 czerwca 2011

Déjà vu

Dziś możecie mieć słuszność, że to już widziałyście :)
Pamiętacie ubranko Haneczki? Bardzo spodobała mi się ta tunika i ostatnio byłyśmy w Jankach i nabyłam drogą kupna podobną. Jednocześnie, żadna z nich nie jest taka sama. Na tamtej fotce była w wersji bardziej niebieskiej na mojej jest więcej różowego.
Na pierwszej zdjęciu prezentuje jak Ona ją razem z żółtym sweterkiem i dżinsami. Nota bene, to ostatnia odsłona moich ulubionych spodenek, bowiem dokończyły one żywota i przyjdzie się z nimi pożegnać, a ubolewam nad tym bardzo. Co niektórzy się ucieszą, bo nadużywałam noszenia ich solo nie do  kozaków jakie jest ich przeznaczenie.



Tutaj look na samą główna bohaterkę dzisiejszego odcinak ;).



Teraz w wersji z fioletem, żeby było do wyboru.



Nie w temacie - nadmienię, że będąc w Jankach, wizyta w C&A była jak by na dodatek. I tak ostatnio w tym sklepie bryndza ogólna. Innych sklepów w większym rozmiarze tam nie ma, więc byłyśmy zasadniczo w kinie. Film pt. "Pożyczony narzeczony", na podstawie książki: " Coś pożyczonego". Czytałyście? Książka bardzo mi się podobała. Film fajnie zrobiony. Miły relaks.Odtwórca głównej roli Colin Egglesfield przystojny, choć niski, ale było na czym oko zawiesić :)

I jeszcze jedno. Pierwszy raz w życiu obejrzałam w kinie film bez popcornu i coli. Na pewno było by gorzej wygrać tę walkę - bo kusiło jak cholera, nigdy wcześniej aż tak nie czułam tego zapachu jaki unosi się w holu - ale Haneczka nie pozwoliła. :) A dlaczego prowadziłam tak heroiczną walkę z sobą? Pewnie od razu stwierdziłyście, że się odchudzam :) Ja jednak nazywam to, że zaczęłam jeść racjonalnie, wg zbilansowanej diety. Karzą mi tam jeść nawet więcej niż jadłam dotychczas. Jako, że to nie dieta cud i wcinam koło 2.000 kacl dziennie, nie ma mowy o spektakularnych wynikach. Traktuję spadek wagi jako skutek uboczny :) Dziś mija tydzień jak się do niej stosuję i ubyło mi na wadzę jedynie 2,5 kg.

A na koniec. Nie wytrzymałam. Na tej samej wyprawie kupiłam również żółte cienie. Poniżej moje nieudolne próby uzyskania zamierzonego efektu. Wyszłam już z wprawy w robieniu kresek lajnerkiem. Fotki były robione już pod wieczór, po całodziennym noszeniu i dopiero potem zobaczyłam, że się powycierało gdzie nie gdzie  Ogólny pogląd jednak został.

poniedziałek, 13 czerwca 2011

Panterka następna odsłona, a właściwie odsłony.

Tutaj już widać jak góra tej bluzki jest skonstruowana. Wybrałam do tego klasyczne, czarne spodnie w wersji letniej. Korespondują one z ciapkami z bluzki i różą we włosach :) Dla przełamania "ciemności" czerwone buciki, elegancja w sportowym wydaniu. Teraz tak patrze, że mogłam to bardziej ożywić i "zapodać" jakieś dodatki na górę. Wydaję się sobie jakoś za bardzo goła w dodatki w okolicy uszno-szyjnej.  A może to tylko kwestia przyzwyczajenie... Pierwszym zamysłem była prostota w dodatkach.




bluzka - F&F
spodnie - allegro
buty - CCC
torba - Mango

Rzutem na taśmę, próbowałam z tą bluzką stworzyć coś bardziej kobiecego. Spodnie zamieniłam na spódnicę, dodałam ciemny grubszy pasek odpowiedniejsze buty. Już kolor przy szyi w postaci chustki. Więcej dodatków, czyli jeszcze bardziej po mojemu.


Tak na zakończenie się zastanawiając. Oba stroję założę, owszem. Jednak czy one nie są za smutne...? Patrzę pewnie już przez pryzmat tych  neonów co są wszech obecne. Na to może moda minąć (choć bardzo mi się podoba, że w końcu jest tak wesoło, niech nie przemija), a powyższe klasyka będzie bezpieczna zawsze.
Swoją drogą to pewnie załapię kolorowość, jak już wszyscy będą w monochromach jesieni.. Podobają mi się pewne propozycje Gucciego na ten nadchodzący sezon. Ale to już temat na inny post.

sobota, 11 czerwca 2011

Turkusowo-niebiesko i jeszcze do tego w łaty.

Strój z gatunku zwyczajnych. Prostota i dżins na weekend. Ulubiony niebieski w dżinsie i znanych już sandałach. Nowa bluzka w turkusowe łaty i w tej samej tonacji większa torba, kolczyki i pierścionek. Korale i bransoletki natomiast bardziej w niebieski. Do kompletu paznokcie pomalowane w dwa odcienie niebieskiego (nie do końca zdjęcie to oddaje, ale trochę widać.

Czy są jakieś piękniejsze kolory w lato, niż błękit czystego nieba, lazur tropikalnych wód...? Nie, to retoryczne pytanie, bo wg mnie nie ma. Niestety na żywo takiej wody nie miałam okazji podziwiać, ale liczne zdjęcia je obrazujące działają na moją wyobraźnie znakomicie. Często siedzę pod palmą (w marzeniach oczywiście :) wpatrzona właśnie w te piękne kolory wody, przechodzące przez różne odcienie i łączące się z tym niesamowitym kolorem nieba. Ciepły wiaterek smaga moja twarz. W uszach kojący szum oceanu....
Ahhhh.... znów się rozmarzyłam. Przy najmniej pogoda lekko podobna do tamtych okoliczności i na pewno nasze niebo w tej chwili też tak pięknie wygląda.  A może kiedyś będzie mi dane zobaczyć, odczuć to o czym piszę.



bluzka - Kaphhal
spodnie - F&F
sandały - allegro
dodatki z szafy

piątek, 10 czerwca 2011

Z archiwum szafy II

Zapowiadali dziś pochmurny ale ciepły dzień więc znów sięgnęłam po gotowy zestaw z zeszłego roku. Prosty. Koncentracja na kolorze, prawie bez ozdób. Brak słońca sprzyja założeniu czerni, bo nie będzie piekło. Lubię tak czasem w lato ubrać się na czarno. Tak na przekór. W ten czas wszyscy wolą monochromy w bieli. "Nietrzanowość" tego pogrzebowego koloru złamałam fioletem przy licu, w postaci chustki, ale też w ciemniejszym odcieniu, żeby nie zakłócić tak bardzo tej ponurości. Fiolecik na mojej ulubionej, dużej ale i wysłużonej torbie. Trochę na butach i na ręku. Jest dwu kolorowo ale jednocześnie ciut "mrocznie".
Jak w tytule, strój z archiwum to i znów fotka archiwalna :).


Jeszcze dwa słowa o dolnej części ubioru. Bardzo lubię te legginsy. Nie maja ich typowego wyglądu, ale pozostałe zalety i owszem. Kupiłam je w Bon Prixie. Mam jeszcze białe. Żałuję, że nie kupiłam zapasowej pary czarnych, bo jak to na bawełniane spodnie przystało szybko się zużywają :( 
Dobrze ktoś powiedział, że jak w czymś dobrze się czujesz i Ci pasuję kup to we wszystkich dostępnych kolorach. Tu by trzeba dodać, że niektórych nawet po dwie sztuki by trzeba było ;)

P.S. Teraz patrzę, że na innych blogach też pojawiło się dużo czerni. To było nie zamierzone. W realny otoczeniu tak jak pisałam wyżej wszyscy chodzą głównie na biało :)

czwartek, 9 czerwca 2011

Kobieta-drapieżnik ;)

Już wiem, że to będzie mój ciuch nr 1 na najbliższy czas. Bardzo długo wzbraniałam się przed panterką. Nie wiem co mnie naszło. Jednak naszło. Już wiem, że za nim mi się znudzi Wy będziecie miały na pewno dość :)



Nie wiem dlaczego nie darzyłam miłością panterki. Teraz też nie tyle sam wzór uzyskał pełną aprobatę a całokształt. Ta wszyta falbanka robiąca jednocześnie za rękawy i zachodząca na biust, wydaje mi się być świetna do mojej figury. Aha, na tych fotkach akurat tego nie widać, bo rozjaśniłam strój kamizelką :) Będzie na przyszłość. To teraz sam drapieżny wzorek do "mocniejszej" stylizacji :) Zresztą w rockowym stylu to mój ulubiony trend. I sadzę, że pasuje do mnie. Nie czuję się grzeczną dziewczynką. W muzyce też lubię mocniejsze brzmienie (choć słucham każdej, - jak to mówi moje przyjaciółka - która nie rani moich uszu). Taki styl wydaje mi się wyraźny, trochę buntowniczy. W  młodości interpretowałam go dosłownie, czerń, ćwieki, odpowiednia mocna biżuteria. Teraz jak widać tylko zmierzam w tym kierunku. Wystarczy jednak by wyrazić siebie. Jednak tak jak z tą muzyką, nie chodzę teraz ubrana tylko w tym gatunku ale stawiam na różnorodność. Sentyment jednak pozostanie.

Wybrałam też ponownie te spodnie, bo one najbardziej pasują do moich nieco rockowych pomysłów. To jednak najlepszy dowód, że ich zakup był bardzo trafiony, skoro tak często można je wykorzystywać.
W rockowym stylu są też buty przez ćwieki i wyraźną podeszwę oczywiście w obowiązkowym czarnym kolorze. Bardzo je lubię, bo mają odpowiednią wysokość obcasa i dobrze się  je nosi. Pasek też przez metalowe kółeczka dobrze się wpisuje w ten trend.




Kamizelka jest moją interpretacją aktualnego trędu pociachanego dżinsu. Obcięłam starą kamizelkę, specjalnie chwiejną ręką, żeby uzyskać nierówności. Z czasem jak się samo bardziej wystrzępi będzie lepiej.



Biała kamizelka to i oczywiście biały zegarek i bransoletka na ręce.


I wreszcie duże kolczyki dla dużej dziewczyny :)


bluzka - F&F
spodnie - Kaphhal
buty, zegarek, bransoletka - allegro
pasek - C&A
kolczyki - india sklep

środa, 8 czerwca 2011

Choć pomaluj mi... oczy, na żółto i na... ;)

Do umieszczenia tego postu zainspirowała mnie Asia. Miałam najpierw to wpisać u niej w komentarzu do pięknego makijażu jaki zrobiła, ale chciałam wykorzystać link video i pojawiły się schody. Ale po kolei.

Zobaczyłam ww wspomniany makijaż Asi złoty z kreską i przypomniał mi się od razu inny. W finale X Factor, Ada Szulc miała takim mocny, żółtawy z kreską. Bardzo mi się podobał. Nawet Maja Sablewska ją za niego pochwaliła i stwierdziła, że taki odważny makijaż widziała tylko na ulicach u dziewczyn w Anglii. Sądzę, że odważnych dziewczyn u nas nie brakuje. Sama bym miała odwagę, ale... no właśnie nie mam pojęcia jak się do niego zabrać. Jaki cień wybrać, żeby był taki intensywny etc.
Nie znalazłam zdjęcia, więc dla tych którzy nie oglądali właśnie tylko video znalazłam:

wtorek, 7 czerwca 2011

Ja a blog.

Za nim zacznę narzekać, to śpieszę donieść wszystkim masywnym Panią, które jeszcze nie mają kostiumu (bądź ciągle ich za mało) na lato, że w Lidlu takowe się pojawiły. Prawie za bezcen 34,99 zł.. Haneczka nabyła sobie taki drogą kupna. Ona zadowolona i jest świetnie.
Wczoraj była nawet próba generalna na basenie. Cycki nie pływały przodem poza wdziankiem. Idealnie leży. Nic dodać nic ująć.
Nota bene super sprawa z tym basenem. Zapomniałam już jak to fajnie może być. Fakt, że w zawodach pływackich startować w żadnym wypadku nie powinnam zarówno z powodu braku umiejętności jak i kondycji, jednak popluskać się to pierwszorzędne zjawisko. Tym bardziej, że chociaż tutaj gruby ma łatwiej, bo nie musi nic robić, żeby się utrzymać na wodzie i zażyć rekraacji :):)







Teraz odnośnie tematu. Czuję się jak ptaszek w klatce, który widzi dookoła ten wielki świat mody. Czasem próbuje wyfrunąc troszkę, ale szybko wraca z podciętymi skrzydłami. Opada z sił, by za jakiś czas dokonać kolejnego zrywu.

W tytule bloga wpisałam Ubrania bo słowo Moda jest zbyt górnolote w moim przypadku. Mądra stylistka udzieliła mi masę rad ale kto by to spamiętał i o zgrozo jeszcze umiał zastosować. Sledzę rózne stronki. Podobają mi się ludzie tam, ale jak wiadom nie wszystkim to samo pasuje. 

Tak patrzę na wpisy znamienitych towarzyszek blogowiska i jak we wszystkim jestem zacowofana. Ona zaczynały i 4 lata temu. Ten typ jednak tam ma. Na Facebooka też weszłam nie dawno i nie odkryłam jeszcze jego tajników. Choć z drugiej strony patrząc fotki tego typu strzelam sobie od dawna, tyle, że nie ujrzały one światła dziennego. 

Porywam się chyba z "motyką na księżyc". Przeciętną szafiarkę ogranicza raczej tylko wyobraźnia - mnie wszystko. Znalezienie ciuchu w Polsce w miom rozmiarze jest bardzo trudnym zadaniem. Są piękne blogi większych Pań obcojęzyczne, a i często te w naszej ojczystej mowie okazują się, że właścicielki mieszkają za granicą. I tutaj też rozmiar większy to jednak nie tak "byczy" jak mój. Terminologia i wyczucie mody, też jeszcze nie należą do moich największych atutów. Mam tez problem, że utarłam jakiś schemat swego wizerunku i dopiero jak go osiągnę wydaje mi się, że jest dobrze, co w oczach innych może uchodzić za nudę. Niby się mówi, że trzeba mieć jakąś bazę i szaleć z dodatkami... (a dodatki to uwielbiam, przynajmniej tutaj mam pole do popisu).
Często się też biję z myślami, wybierając ciuchy, czy zaszaleć, czy działać zachowawczo. Zazwyczaj pada na to drugie, bo jednak cenie wygodę. Nie do końca rozumiem powiedzenie "chcesz być piękna to cierp". No może czasem rozumiem, ale do masochistów nie należę i staram się tego unikać.

Podogno jednak na błędach człowiek się uczy więc potraktuje to jako pamiętnik i zobaczę co z tego wyjdzie. Może z perspektywy czasu coś sie zmieni w moim postrzeganiu tego świata. Może za jakiś czas wyciągnę wnioski, dostrzegę błędy. A może utwierdzę się w nich. Sama jestem ciekawa jak się to potoczy. Na razie bawię się dalej.

Jednocześnie bardzo dziękuję za wszystkie odwiedziny i pozdrawiam :)