czwartek, 16 czerwca 2011

Jadłospis

No tak miało być o ubraniach, jedzeniu i jodze, a ja tu ciągle tylko te ciuchy i ciuchy. Fakt krótka wzmianka o jodze się pojawiła ale o jedzonku jeszcze nie. Zatem teraz na życzenie Asi temat każdej większej kobiety. Odchudzanie.


I od razu wróć!  Jak pisałam w komentarzu. Tym razem się nie odchudzam - tak sobie zapisałam w głowie. Zaczęłam jeść racjonalnie, wg zbilansowanego jadłospisu (słowo dieta też mi się źle kojarzy).


Na Gruponie była oferta tańszej diety, na stronce niby pod okiem dietetyka. Zawsze byłam przeciwniczką gotowych jadłospisów, no bo jak to mam jeść coś co ktoś mi karze??!! Zawsze stawałam okoniem jak coś "musiałam".  Tym razem postanowiłam zaryzykować. Myślałam: najwyżej tylko poczytam, może coś mnie zainspiruje... Jak rzekłam tak uczyniłam. Dostałam "mój dziennik" i każdy posiłek rozpisany na gramy, kalorie, białka itd, itp. W pierwszym odruchu stwierdziłam "zgłupiałam". W drugim - skoro już to mam to może 3 dni spróbuję jeść dokładnie jak jest napisane. Co mi szkodzi, zawsze mogę przerwać, zmienić czy "cuś". I tak już próbuje 8 dzień :)


Trudne okazały się pierwsze zakupy. Wydrukowałam listę na 3 dni. Robiłam je prawie dwie godziny, nie przyzwyczajona do działań z tak dużą, różnorodną listą. Połowa rzeczy nie wiedziałam gdzie leży w sklepie, bo obcykane to mam te półki ze słodyczami najbardziej ;) Zawartość koszyka mnie mocno zdziwiła, ja mam to wszystko zjeść??!! Z następnymi zakupami poszło już lepiej. Coraz bardziej wpadam w rytm.


Do tej pory jadłam dwa główne posiłki i masę przegryzania słodyczy po środku.  Pięć regularnych posiłków jak i wielkość tego co jem wydała mi się nie do ogarnięcia. 
Wyznaczyłam sobie godziny i lekko poprzestawiałam, że względu na pracę, gdzie obiadu to upichcić sobie nie można :). Wygląda to tak:
7.00 Śniadanie
10.00 II Śniadanie
13.00 Kolacja
16.00 Obiad
19.00 Podwieczorek
Obiad składający się z zupy, drugiego dania i czasem deseru jakoś u mnie nie przechodzi, zwyczajnie za dużo roboty i jedzenia. Nie jem zwyczajnie tych zup. 


Jako, że ilość kalorii dostosowana jest do mojej obecnej wagi, to te 2.000 sprawiają, że wcale nie chodzę głodna. Dziś np. już jestem po jagodzice :). Jeszcze nie było, że coś bym zjadła czy czegoś mi brakuje jak przy innych dietach cud, których to już masę przerobiłam. 
A skutek uboczny takiego odżywiania jest taki, że w tydzień schudłam 3 kg.


Jak by był skutek uboczny to może zmieściłabym się znów w te spodnie w których chodziłam w kwietniu zeszłego roku. Może przestanie boleć kręgosłup. Może... Stop. Zero marzeń. Jest jak jest!!! Jem dalej i jak najdłużej, żeby wytrwać.


Na koniec, zdjęcie wspomnianych spodni i dla zobrazowanie, mój jadłospis na dzień dzisiejszy.  

















2 komentarze:

  1. Dziękuję za ten wpis :) Podziwiam Cię skoro dajesz radę!!! Ile czasu teraz spędzasz w kuchni? :)
    Nie mogę się napatrzeć na to zdjęcie. Takie miałaś włosy? :) Zupełnie inaczej niż teraz :)
    Ale gratuluję tego schudnięcia :) Pisz proszę jak Ci idzie, co jakiś czas :)
    Trzymam za Ciebie kciuki i pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Własnie nie ma co podziwiać, bo to jednak wcale nie taki heroiczny wyczyn. W kuchni, zważywszy, że wcześniej gotowałam to trochę czas spędzam, ale zapewniam Cie, że mniej niż myślisz :)
    Tak wtedy miałam takie włosy. W czerwcu już były na zapałkę, wcześniej były blond, teraz jak sama widzisz. Ja już chyba wszystko przerobiłam na swojej głowie. Lubie zmiany a z tym najłatwiej :)
    Za gratulację schudnięcia nie dziękuję, żeby nie zapeszyć ;)A za trzymanie kciuków dziękuję :-* to się na pewno przyda. I na pewno coś się pojawi jeszcze w tym temacie - choćby jak już ją zarzucę to poinformuję ;)

    OdpowiedzUsuń

Bardzo dziękuję za wizytę, cenne uwagi i wszelakie opinie. Pozdrawiam :)